Za dużo mięśni do biegania …


image

Patrząc wyżej, toteż robię! 

Jakim trzeba być siłaczem, aby udowodnić światu, że się coś potrafi? To zabawne, bo udowadnianie sobie samej, idzie mi o wiele łatwiej. Polacy, poddajecie się aż za często, widząc tylko czarne strony medalu. A JA? Chyba wychowałam się na innej planecie i jadłam chleb z innej mąki – wierzę w Was, wierzę i w siebie!  … Gdybym nie wierzyła, nie byłoby mnie tutaj – nie mielibyście „Monikatywacji”, nie byłoby IRONii (pewnie byłoby coś po 100-kroć lepszego ..?, nieee, chyba nie!)

Gdy zaczęła się moja historia związana ze sportem miałam około 20 lat, pracowałam dla korporacji kosmetycznej (stąd pewnie to zamiłowanie do różu, tuszu i szminek ;]), ale w duszy zawsze tupało mi coś więcej. Prosto z jednej pracy, gnałam na zabicie (poznajcie mnie troszkę bliżej – adhd jak się patrzy) na zajęcia, gdzie mogłam spełnić swoje marzenia. Już wtedy, zamiast ze znajomymi po studiach iść na browara przy zapalonym papierosie.. szłam się spocić, a potem szybko spać, bo na 9 trzeba było stawić się w szpilkach/ze szminką , z wrytym na twarzy uśmiechem .. komunikując się z kolorowym światem kobiet. Co z tego zostało, poza miłością do świecidełek? Chyba tylko fakt, że otaczam się kobietami (+ panami na szczęście 😉 ), które zamiast „malować” dzień w dzień, cały tydzień – rozbieram z make-upów! Przewrotne to, prawda?  wpid-IMAG4643-1.jpg

Ja zawsze wiedziałam czego chcę i jakkolwiek zawsze marzyłam o szpilkach za 600zł (wysadzanych paciorkami), to najdroższe buty, jakie mam na koncie to buty sportowe – moje ukochane SIDI, które zajeżdżam do upadłego na spinningach w Modelarni! Zawsze mi mówiono : „Chcieć to znaczy móc”, na swoim własnym przykładzie mogę powiedzieć „ZGADZAM SIĘ”. Jakkolwiek zawsze chciałam mieć szczęście w miłości (damsko-męskiej ;]), to moja miłość okazał się pasją i oddaje mi w 200% to, co ja jej poświęcam. Patetyczne, ale i  prawdziwe!

wpid-IMAG4450-1.jpg

Boję się. Pierwszy raz w życiu się boję. Nie wiem czy to dlatego, że mnie wszyscy straszycie, czy we mnie nie wierzycie, ale zaczyna mnie ściskać w żołądku na samą myśl o dwóch maratonach górskich, na które się zdecydowałam, żeby zakopać rutynę swojej pracy! Nie bałam się tworzyć własny biznes, nie bałam się stawać naprzeciwko grup ludzi, którzy przychodzili trenować ze mną. Bałam się zawsze mów publicznych (które już też mam na swoim koncie) i boję się sprawdzianu w górach, zdana sama na siebie – swoje ciało, swoją głowę. Gdy trenuję, powtarzam sobie jak mantrę, biegnąc lub maszerując pod górę:

  • że jestem BYKIEM,
  • jestem GÓRALKĄ,
  • jestem uparta jak OSIOŁ,

…i nie chcę się poddawać – nie teraz, bo machina ruszyła!

Zrzut ekranu 2013-04-28 o 12.54.59

Dzisiaj wróciłam z pierwszego biegu, gdzie pod stopami nie było asfaltu. Kamienie, korzenie, wzniesienia, zagłębienia terenu. Poza tym szum drzew i rzeki płynącej w oddali. Adam – kolega z klubu, cierpliwie dotrzymywał mi kroku, kiedy cedziłam przez zęby, że muszę odpocząć. Bieganie to nadal nowość dla mnie, to forma ruchu, która każe mi obserwować swoje ciało. O dziwo nie bolą mnie stawy, nie bolały mnie mięśnie, to gorzej z aparatem oddechowym, gdzie  płuca nie nadążały pompować tlenu w mięśnie, czego efektem była ciągła zadyszka.Wydawałoby się, że wydolność mam ze stali! Nie prawda! Dwie myśli mam w głowie, no dobra trzy i muszę się nimi podzielić:

  1. Podziękowanie dla Adama M. Niesamowite to uczucie dla mnie, jako trenera – gdy ktoś mi mówi „daj mi rękę, pomogę Ci, będę Cię prowadził, a jak zajdzie potrzeba to zwolnię tempo, żebyś nie czuła się źle..” AVE!
  2. Chylę czoła wszystkim maratończykom za siłę woli, walkę i zmagania z czasem/przestrzenią. To zupełnie inny, nieznany mi do tej pory Świat.
  3. MYŚL TRZECIA, ona boli najbardziej. Mam za dużo mięśni (pracowałam na nie 2 lata prawie), a teraz trzeba mi będzie je zgubić. Inaczej nie dotrwam do końca. To jest coś, nad czym chce mi się płakać ;(

I już tak reasumując pokażę Wam dwa piękne zdjęcia z moich ostatnich biegów. Dla takich chwil, warto wstawać rano, żeby skoro świt powitać dzień…wpid-IMAG4629-1.jpgIMAG4553

Oto moje najnowsze trofea, dla tych, którzy śledzą moje postępy:

Zrzut ekranu 2013-04-28 o 12.57.53Zrzut ekranu 2013-04-28 o 12.56.50

* I was asked to summarize in general accessible language, and this is the abbreviation for text:

How You can prove to the world that You are able to do something?, It’s funny, because proving sth to myself is much more easier. Poles, you give up all too often, seeing only the black sides of the coin. And me? I think I grew up on another planet, and ate bread with another flour – I believe in You, and I believe in myself. Staying without faith, I wouldn’t be here – you wouldn’t have „Monikatywacja”, there were no IRONia (perhaps there would be something better ?). When I started my story with sport I was about 20 years, I worked for a cosmetics corporation  (that’s why probably I love blush, mascara and lipstick;]), but there was sth more, things which my soul wanted. Straight from one job, I run for classes where I could fulfill my dreams… I was going to sweat, and then quickly to sleep, because next day at 9 am I had to appear in heels and lipstick with smile on face .. communicating with the colorful world of women. In the past I was putting make up on girls faces and now I take it off during classes/ personal trainings etc. Funny, right?

I always knew what I want and however I always dreamed of heels for 600 PLN, the most expensive shoes, which I bought were sports shoes – my favorite SIDI. I was always told: „If You want sth very hard, You can have it, by Your own work” and on my own example, I can say „I AGREE”. However, I always wanted to be lucky in love (male-female;]), my love was a passion and always gives me 200% of what I spend on it. Pathetic, but true!

Today I came back from the first run, where the interest was not asphalt. Stones, roots, hills, depressions. Adam – friend from the club, patiently supported me with words when I had to rest. Running is still sth new for me, is a form of movement that makes me watch the ​​body. Amazingly joints don’t  hurt me, also my muscles are ok, but I have problems in breathing, where the lungs do not keep up with pumping oxygen into the muscles. I am sad of that – I have to lose my body which I was trying to have! 

I’m afraid. For the first time in my life I’m afraid. I do not know if it’s because everyone scare me or don’t believe in me…and I just wanted to lose routine in my work! Funny is that I wasn’t afraid to create own business, I wasn’t afraid to stand in front of groups of people who came to train with me. I was afraid to tell the public speech (which I already did twice) and I’m afraid to test in the mountains, on my own. What helps me?  When I train, I repeat myself running or walking  up the hill:

  1. I’m strong as a bull,
  2. I am a highlander,
  3. I’m stubborn as a mule,… I do not want to give up – not now, because the machine has just started!

* Special big big hug to Adam for his support!

Uważyłam w kotle „zatrutą” zupę, nie będzie Wam smakować ;]


Ktoś zgadnie o czym mowa? Endurance, Stamina, Strength, Flexibility, Power, Speed, Coordination, Agility, Balance, Accuracy.

  1. Wytrzymałość oddechowa – zdolność systemów ciała do gromadzenia, przetwarzania i dostarczania tlenu,
  2. Wytrzymałość – zdolność systemów organizmu do przetwarzania, dostarczania, przechowywania i wykorzystania energii,
  3. Siła – zdolność mięśnia lub grup mięśni do przekraczania barier udźwigu,
  4. Elastyczność – możliwość maksymalnego zakresu ruchu w danym stawie,
  5. Moc – zdolność mięśni jednostki lub jednostek mięśni kombinacji, do zastosowania maksymalnej siły w minimalnym czasie,
  6. Prędkość – zdolność do minimalizacji czasu cyklu w ruchu wielokrotnym,
  7. Koordynacja – zdolność do łączenia kilku różnych wzorców ruchowych do osobliwego ruchu odrębnego,
  8. „Balans” – umiejętność kontrolowania położenia środka ciężkości w stosunku do jego bazy wsparcia.
  9. Dokładność – możliwość kontroli ruchu w danym kierunku i w danym natężeniu,
  10. Zwinność –  umiejętność, zminimalizowania czasu przejścia z jednego do innego typu ruchu.

 

Idealnie się to komponuje z moim „God gave me the body and I make it armor”… W zasadzie to podziwiam Was crossfiterzy, zawodnicy, koledzy, trenerzy. Cieszę się, ze mam okazję obserwować Wasz progres, siłę, determinację i wolę walki. Kogo wychwalam? Daleko sięgać nie muszę: Marek G., Paweł Cz., Justyna K., Aśka M. Po cichu trzymam kciuki za wszystkie Wasze występy i zawody. Oto moja jasna strona medalu.

Poznajcie diabła! Z drugiej jednak strony czasem zastanawiam się czy to wola rywalizacji czy może bardziej chęć przełamywania swoich własnych granic, stopuje w Was szerokokątne spojrzenie na świat sportu? Na ten przykład kolega Sebastian G. – żelazny wojownik. Ileż to czasu zajęło mi, kiedy wróciłam ze szkolenia Crossfit Mjollnir w Chałupach, aby przekonać go do metod treningowych stosowanych przez CrossFit. WOD-y, AMRAP-y nijak do niego nie przemawiały. Miała być siła, dokładność, zero odstępstw od techniki (a wszyscy wiemy, że walcząc o result i czas, czasem technika spada na dalszy plan – na klatę wezmę każdego, kto zakwestionuje moje spostrzeżenie!). Z drugiej strony moje subiektywne odczucia, które odpieram usilnie od znajomków, którzy tylko CrossFit trenują. Pilates, Joga, Spinning, Zumba, Maratony, Basen, Nordic Walking etc. – bajki ;] Oczywiście dla siłaczy zabawki, ale dla naszych klientów to fun, forma ruchu, energia, metoda na stres. Nie negujmy tego, to nieładnie!

Skąd ten kij w mrowisko?

Historia prawdziwa, dziewczyna pyta: „Skoro ja nie trenuję CrossFit to znaczy, że jestem gorsza w sporcie, nie jestem trendy i pewnie nigdy nie osiągnę rezultatu takiego jak inni?”. Coraz  więcej takich sygnałów. Nieprzyjemnie się słucha, że Crossfiterzy stali się hermetycznym światem, tzw elitą zapatrzoną w siebie. Zgadzać się, nie zgadzać się? Grzecznie tym razem nabiorę wody w usta, stojąc w obronie wszelakiej aktywności ruchu – choćby to było kopanie piłki z dzieckiem, nauka pływania czy walka bokserska.

Świat oszalał na punkcie treningu Crossfit, wszędzie pojawia się magiczny trójkąt, a każdy klub chce pracować najpopularniejszą metodyką rodem z piekła. No cóż, pewnie do czasu, jak powstanie jakaś alternatywa… a pojawi się na pewno ;]

sport

Jestem zboczona na punkcie dwóch kół!


Zobaczyła mnie jak tańczę na sali i kazała mi zrobić kurs instruktora…

Potem wszystko potoczyło się niczym z bicza trzasnął. Jedno szkolenie, kolejne i kolejne. Wraz z każdym krokiem, każdym ruchem, poznając świat fitnessu, klarowały się moje decyzje, kim będę, jak będę trenować i kiedy stanę się …tym kim jestem teraz. W głowie było jedno tylko zaprzeczenie „OBY NIE SPINNING” – do pierwszego zastępstwa. Jak już wsiadłam, popchnięta energetyczną wiązanką, świeżej muzyki, która nie pozwalała nudzić się, stojąc w kącie sali, gdzie nie było mowy, że uczestnicy nie wiedzieli jak „ćwiczyć’, gdzie moja rola była narastającą motywacją i tłumaczeniem nut, które raz szybciej, a raz wolniej dyktowały ruch ciała. No to wpadłam jak śliwka w kompot. Po pierwszych zajęciach były kolejne i następne, szkolenie za szkoleniem. Moja miłość rosła. Kluczową rolę odegrał niejaki Luca Piancastelli – hero ze słonecznej Italii, wraz z jego  doświadczeniem i pasją, stałam się „pedałującą” instruktorką indoor cycling.

Zrzut ekranu 2013-03-2 o 23.28.09

Trenuję sporo dyscyplin i niewątpliwie każda znajdzie swoje 5 minut w poniższym pamiętniku, a spinning wytłumaczę bez słów, dodajac jedynie, że jest to sport, bez ograniczeń wiekowych, niezależny od płci, niosący za sobą korzyści dla całego aparatu ruchu, układu sercowo-naczyniowego i oddechowego.

425392_483087458396759_2043873665_n

Indoor Cycling to muzyka, a muzyka to dla mnie siła. To moja największa broń i motywacja! Dzięki muzyce zapominacie o problemach dnia codziennego, o stresie, uwalniacie pozytywne emocje„…find a little love inside, make this world better”…

A oto kilka ciekawostek. Najpierw tuż zza naszej zachodniej granicy. Targi FIBO 2012, oto nowy wymiar zajęć na sali (oczywiście jako alternatywa dla outdoor). I am in Big Big BIG LOVE!  – dostać takie cacko w ręce i nie trzeba nic więcej do szczęścia – to moje zboczenie!

Podoba Wam się? No to popatrzmy na drugi koniec Świata. Forma karkołomna i niebezpieczna, ale widowiskowa! Nie ukrywam, że próbowałam i chciałam przygotować podobny układ na swoich zajęciach, ale po namyśle stwierdziłam, że niektóre rzeczy lepiej praktykować z pozycji obserwatora, zostawiając skośnookim coś tylko dla nich (wszystko w trosce o Wasze zdrowe kręgosłupy, stawy i nogi).

*

U do it wrong, try with me in Modelarnia.

PicsArt_1362229562850